Troszkę mnie nie było ale
już jestem. Jakie życie jest nieprzewidywalne. Wydaje nam się, że mamy plan na
życie, wszystko idzie jak z płatka, po kolei, każdy element naszego planu jest
realizowany i nagle wszystko pada. Wystarczy, że jeden element jest nie tak i
wszystko diabli biorą. Jakie jest wtedy rozczarowanie i zawód. Dopóki nie
osiągałam celu nie nie ma się co cieszyć na zapas. Zawsze do życia podchodziłam
z założeniem, że cieszyłam się dopiero, gdy był rezultat. Pierwszy raz w życiu
pozwoliłam sobie na przedwczesną radość. Uważam, że lepiej być miło zaskoczonym
niż się niemiło rozczarować. Zastanawiałam się nie aż jako to jest, że jednym
wszystko się udaje, nie mają zmartwień, problemów a człowiek o wszystko musi
walczyć, nic nie dostaje za darmo. Wydawać by się mogło, że jest się bardziej
odpornym na niepowodzenia. Teoretycznie tak ale praktycznie dochodzi do
zmęczenia materiału. Każdy ma pewien zasób wytrzymałości i mój się chyba
skończył. Wiem, podniosę się i znów pójdę do przodu ale dlaczego tak się
dzieje. Czy ktoś rzucił urok? Czy to jakaś kara za grzechy przodków. Często się
tak mówi, tylko nic mi nie wiadomo żeby przodkowie zrobili coś takiego. Swoją
drogą jak pomyślę o przodkach to chciałabym cofnąć się w czasie. Mieli
problemy, chociażby podstawowym - wojna, ale nie zmagali się z takimi
przeciwnościami losu jakie są wynikiem działań ludzi. Mieli bardziej przyziemne
zmartwienia. Wiem, dla każdego jest problem jest najbardziej istotny i ja nie
odbiegam od normy i mój znajduje się na piedestale problemów. Takie życie.
Musze się pogodzić z losem, chociaż tak na prawdę nikt nie może mi tego kazać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz