Wczoraj oglądałam program „Kobieta na krańcu świata” z Martyną Wojciechowską
pod tytułem „Czarownice”. Przedstawione zostało życie kobiet z kraju Afrykańskiego
bodajże. Cywilizacja tu nawet nie stoi u drzwi a zacofanie i zabobonizm są na
porządku dziennym. Bohaterkami były kobiety oskarżone w swoich wioskach o
uprawianie czarów. Znalazły miejsce w obozie, gdzie musiały uciekać. Każda
kobieta mogła zostać posądzona o czarnoksięstwo w każdym wieku na podstawie chociażby
snu. Zwykle było to wynikiem ich szczęścia, powodzenia, zamożności, po prostu
ludzkiej zazdrości. Posądzona kobieta musiała uciekać tak jak stała, sama, bez
rodziny i prawa powrotu. Pracująca w organizacji opowiadała, że znała jedną z
wyklętych, która odważyła się i wróciła do domu, następnego ranka była już
martwa. Sposób potwierdzania czy ktoś jest czarownicą, czy nie to była
obserwacja umierającego kurczaka, który po poderżnięciu gardła przewracał się i
jeśli upadł na plecy to kobieta nie była czarownicą. Wypowiedzi tych kobiet,
które wygnane, pozbawione możliwości normalnej egzystencji, z dala od rodziny
zmuszone były żyć już na zawsze z piętnem wygnanych były przepełnione smutkiem,
żalem i niemocą. To niepojęte, że można wierzyć w takie bzdury ale daleko nie
musimy szukać. U nas nie posądza się ludzi o czary ale każdego można oskarżyć o
wszystko i nie ważne jest udowodnienie winy, osoba taka musi udowodnić niewinność.
Ludzie posądzają innych po pozorach, oskarżają z zazdrości. Społeczeństwo w
większości boleje nad tym, że ktoś coś ma, że żyje mu się lepiej. Niektórzy są
gotowi zniszczyć drugiego człowieka za to, że osiągnął coś więcej. Niby żyjemy
w kraju ucywilizowanym ale jednocześnie pełnym przesądów, zabobonów i
uprzedzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz